Matka Teresa przybyła kiedyś do Nowego Jorku, do jednego ze swoich domów, który znajdował się na jednej z najgorszych ulic miasta. Ulica ta pokryta była śmieciami, brudem, odpadami i strzępkami papieru.
Żył sobie kiedyś człowiek tak bogobojny, że nawet aniołowie radowali się jego widokiem. Ale pomimo swej świętości, nie miał pojęcia, że jest świętym. Po prostu dalej wykonywał swe monotonne zajęcia, rozsiewając dobroć, tak jak kwiaty na wpół świadomie rozsiewają swą woń, a lampy uliczne swój blask. Jego świętość polegała na tym, że zapominał o przeszłości każdego i widział ludzi takimi, jakimi byli w danej chwili; patrzył ponad ludzki wygląd, zaglądając w głąb ich duszy, gdzie byli bez grzechu i bez winy i zbyt nieoświeceni, by wiedzieli co robią.
Widzimy tu, jak wielka jest troska Boga o każdego z Nas: On, Bóg i Pan nieba i ziemi, stoi i czeka na biednego i utrudzonego grzesznika, którym jest każdy z nas, aby dać nam swoją łaskę, aby nam okazać miłosierdzie.
Trzeba nam ciągle pracować nad własnym pięknem duchowym i nad świętością, jaka jest dla nas przeznaczona i zadana w zamiarach Bożych.